piątek, 15 lutego 2013


W stronę światła


           Rozdział II  Sen.





Tu wszystko było dobrze, niczym nie musiałam się przejmować, nawet tym, że rano muszę wstać do szkoły. W moim śnie pojawił się piękny, mały, drewniany domek, otoczony dookoła wysokimi, rozkwitniętymi drzewami owocowymi. Były to jabłonie, wiśnie i złote grusze, a po domku pięła się wysoka winorośl. Było tam tak przytulnie i rodzinnie ,że chyba każdy oddałby wiele aby spędzić tam choć chwilę.
Nie wiedziałam do kogo należał ten wspaniały zakątek ,ale postanowiłam wejść do środka by przekonać się czy i tam jest równie pięknie. Mimo iż z zewnątrz dom wydawał się niewielki w środku było dość miejsca by pomieścić co najmniej 100 osób. Wystrój nie był wystawny a wręcz przeciwnie dość skromny, jednak to wnętrze miało swój niepowtarzalny urok. Szłam korytarzem i zaglądałam do poszczególnych pokojów. Na dole była śliczna, mała kuchnia, łazienka, spiżarnia pełna różnych przetworów ( pewnie z owoców z drzew przed domem), jadalnia z średniej wielkości stołem oraz przytulny salon, który nadawał się idealnie na rodzinne spędzanie wolnego czasu. Wszystko wydawało mi się dziwnie znajome, jakbym już kiedyś była w tym miejscu. To było raczej nie możliwe bo, mimo że wydaje mi się znajome to nie pamiętam żebym tu kiedyś była. Możliwe, że już wcześniej mi się to śniło. Czułam jakby deja vu.
Całkowicie się rozmarzyłam gdy nagle usłyszałam dochodzący z góry płacz małego dziecka. Przez chwile zawahałam się czy nie wyjść i opuścić ten dom raz na zawsze, ale pomyślałam, że tam ktoś może potrzebuje mojej pomocy. Pobiegłam więc czym prędzej na górę. Próbowałam znaleźć pokój, w którym płakało dziecko, ale korytarz wciąż się wydłużał i pojawiało się coraz to więcej drzwi. Otwierałam je po kolei ale nigdzie nie znalazłam tego czego szukałam. Zaczęłam panikować, bałam się i nie wiedziałam co mam zrobić. Czy temu komuś groziło niebezpieczeństwo? Z pewnością tak, a ja nie umiałam go odnaleźć i pomóc mu.
Chwilę potem straciłam grunt pod nogami, potknęłam się i upadłam na drewnianą, skrzypiącą podłogę. W tym momencie załamała się pod ciężarem mojego upadku. Poczułam, że spadam w dół jednak udało mi się chwycić jednej z grubszych desek. Podniosłam drugą rękę i nią także chwyciłam się podłogi, która tym razem nie złamała się. Wciągnęłam resztę ciała na górę i ruszyłam dalej na przód. Nie mogłam się poddać, wciąż słyszałam płacz i czułam, że muszę ocalić to dziecko. Nie darowałabym sobie gdybym nie walczyła i zawróciła. Zmęczona biegłam korytarzem i kiedy minęłam jedne drzwi dźwięk wydał mi się głośniejszy więc wróciłam się by to sprawdzić. Pociągnęłam za klamkę jednak to nic nie dało, były zamknięte. Niech to szlag! Nie teraz!
Rozgniewana kopnęłam w cienkie drzwi. Wyrwały się z zawiasów i runęły na podłogę. Nigdy nie sądziłam, że mam tyle siły. Weszłam do pokoju i rozejrzałam się dokładnie. Stało tam dziecięce łóżeczko, a wokoło leżało parę zabawek. Zapadła cisza, nie słychać już było płaczu ani nic innego. Okno było otwarte, a w nim powiewały podarte zasłony w różowe kwiatki. Ale w pokoju nikogo nie było oprócz wielkiego pluszowego misia z napisem '' Kochamy Cię córeczko''. Szybkim krokiem podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie, ale tam też nie było nikogo widać. Co mogło się tu wydarzyć? Jeszcze przed chwilą słyszałam tutaj płacz dziecka a teraz nic się nie działo. Byłam w szoku, nic nie rozumiałam. Odwróciłam się z zamiarem wyjścia z pokoju, ale przede mnie wyskoczył jakiś mężczyzna z szerokim i niesympatycznym uśmiechem na twarzy. Zaczęłam krzyczeć z zaskoczenia. Tak się przestraszyłam, że wyrwałam się ze snu i obudziłam z krzykiem.
     
                                                                  ***

Kiedy już ochłonęłam, spojrzałam na komórkę. Była 3:45. Ten sen musiał być długi skoro jest już ta godzina a poza tym strasznie męczący, byłam oblana potem na twarzy. Dostrzegłam też, że mam chyba 5 nieodebranych połączeń. Nie sprawdziłam od kogo, ale byłam pewna, że od Johna. W końcu powiedział, że zadzwoni, ale myślałam, że po tym jak nie otrzymał odpowiedzi ode mnie, to da sobie spokój, jednak się myliłam. Ten koszmar całkowicie wybił mnie ze snu, dlatego też przez następne dwie godziny nie potrafiłam już zasnąć. Udało mi się dopiero nad ranem, gdy przyszła pora na pobudkę. Jak zwykle rano usłyszałam dochodzący z dołu głos mamy, który brzmiał trochę jak śpiew słowika. Tym razem nie miałam zamiaru reagować, a już na pewno nie tak szybko jak zwykle. Nic nie było w stanie mnie teraz dobudzić i postawić na nogi, ponieważ byłam tak wykończona wczorajszym dniem i nocą, nie potrafiłam tak łatwo dojść do siebie. Wszystko działo się tak szybko... Najpierw incydent w parku, potem dziwna kolacja z rodzicami i ta ich przesadna uprzejmość, która wcześniej jakoś nie rzucała mi się tak w oczy. A teraz kłuła mnie w brzuch i paliła w oczy. A może to wszystko nie jest prawdą, może to jakiś głupi żart losu? Przez chwilę rozważałam czy nie był to kolejny koszmar, ale niestety nie. To co się wydarzyło było całkowitą rzeczywistością.
Chyba jednak wstanę, bo mam dosyć tych czarnych myśli. Poza tym zaczynam odczuwać głód, czego powodem jest wczorajszy brak apetytu przy kolacji. Teraz zjadłabym najchętniej tosty z dżemem jagodowym, ale płatkami też nie pogardzę, cokolwiek byle szybko, bo umieram z głodu.
Szybko się ubrałam, nie przebierając zbytnio w szafie, z resztą ostatnio i tak nie mam w co się ubrać i chyba przydałyby mi się małe zakupy, za którymi nigdy nie przepadałam, ale jak mus to mus.
Pędem, przeskakując po dwa schodki zbiegłam na dół. Zazwyczaj byłam bardziej ostrożniejsza, ale tym razem głód wziął nade mną górę.
Mama cała w skowronkach szykowała już dla mnie śniadanie, ku mojemu zaskoczeniu były to właśnie tosty, na które miałam ochotę. Czyżby czytała w moich myślach? A swoją drogą, ciekawe co wprawiło ją w taki dobry nastrój. Chyba nie to, że oszukuje powiedźmy swoje dziecko od tylu lat.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, usiadłam na swoim ulubionym miejscu koło okna, skąd było widać nasz przestronny, wypełniony zawsze światłem i życiem ogród. Na środku rosną, lekko przeginając się, dwa drzewa o pięknych i rozłożystych  koronach z liśćmi, które o tej porze roku nabierały białego lub różowego koloru i ozdabiały się w przepiękne kwiecie. Pomiędzy drzewami dawno temu została zawieszona mała, poniszczona przez deszcze i śniegi, drewniana huśtawka. Bardzo dobrze ją wspominam, ponieważ jako mała dziewczynka prawie codziennie chodziłam do ogrodu z rodzicami i huśtałam się na niej całymi godzinami. Potrafiliśmy się tam razem naprawdę wspaniale bawić, śpiewając piosenki, które doskonale zna każdy przedszkolak. Tata często chował się za ogromnym, zielonym świerkiem, który niegdyś rósł w rogu ogrodu, a ja razem z mamą chodziłyśmy dookoła domu i go szukałyśmy. Mama oczywiście dobrze wiedziała gdzie on się schował, ale chciała mi dać tą radość znalezienia. Kiedy wreszcie odkryłam kryjówkę taty cieszyłam się jak mała wiewiórka, która znalazła orzeszek. Później tata podnosił mnie do góry tak wysoko, że wydawało mi się, że mogę dotknąć chmur.
Pamiętam jak kiedyś trochę za mocno się huśtałam i w pewnym momencie ześlizgnęłam się z siedzenia, a potem upadłam prosto na kolana. Bardzo głośno płakałam, ale już po chwili była przy mnie moja mama i mocno trzymała mnie w swoich ramionach jakby chciała mnie ochronić przed całym złem na świecie.
Czułam się naprawdę bezpieczna i szczęśliwa.
A teraz co? Teraz kiedy jestem tu i znam całą prawdę nie jest mi tak łatwo znów patrzeć z miłością na mamę i po prostu się do niej przytulic, zapominając o wszystkim. Nigdy nie przypuszczałam, że będzie mi to przychodzić z taką trudnością, zwłaszcza teraz kiedy zbliża się dzień matki, a ja powinnam jej okazywać dużo uczucia i planować jaki wyjątkowy prezent jej podarować.
Mimo wszystko w ogóle o tym nie myślałam, ponieważ coś innego zajmowało całe miejsce w mojej głowie, nie dopuszczając żadnych innych myśli.
- Zaraz wychodzę do pracy. Zamkniesz za sobą drzwi, dobrze? - Mama brutalnie wyrwałam mnie z moich rozmyślań. - Po południu nas z tatą nie będzie, wrócimy wieczorem, dlatego też proszę cię bądź grzeczna i posprzątaj w domu.
Czy ona myśli, że ja ciągle mam 10 lat i pełno głupich pomysłów do zrealizowania?
- Oczywiście, możesz mi ufać... - Zastanowiłam się przez chwilę - Mamo...
Dalej była moją mamą, bo mimo wszystko to ona mnie wychowała i codziennie rano dbała żebym nie wyszła z domu bez śniadania i ciepło ubrana, jednak to nie oznacza, że jej to wszystko wybaczę.
- W takim razie życzę miłego dnia - Podeszła i delikatnie pogłaskała mnie po czubku głowy - Dzisiaj musisz się przejść do szkoły, ponieważ tatuś już pojechał do pracy.
- Nie ma sprawy.
I tak nie mam ochoty na rozmowy z nim, a ciche siedzenie w samochodzie raczej nie wchodzi w grę.

                                                  ***

Trochę za długo jadłam śniadanie, więc teraz musiałam przez pół drogi biegnąc, aby zdążyć na pierwszą lekcję - plastykę. Jest ona moim ulubionym przedmiotem, mimo to że nie mam jakiegoś wielkiego talentu i moje zdolności plastyczne nie są ponad przeciętną szkoły, ale naprawdę lubię malować, to mnie odpręża i pozwala przenieść się do innego odległego świata, bez barier i zakazów zwanego wyobraźnią. W nim wszystko jest możliwe a przede wszystkim nikt nie może nam zmienić go wbrew naszej woli.
Dziś mieliśmy za zadanie namalować krainę ze swojego dzieciństwa.
Klasa natychmiast zabrała się do pracy, każdy miał jakiś koncept, nawet ci najmniej kreatywni. Na rysunkach przeważały kolorowe zabawki, słodycze i beztroskie zabawy z rodziną bądź rówieśnikami. Zajrzałam przez ramię Nadii by zobaczyć co też ona wymyśliła, ponieważ jej pomysły często wszystkich zaskakiwały swoją głębią jak i również estetyką. Tym razem na jej kartce widniała skacząca dziewczynka i długich warkoczach, usiłująca złapać czerwony balonik, który coraz bardziej się oddalał w stronę Słońca. Obok małej dziewczynki stało dwoje ludzi, którzy próbowali jej pomóc, ale nie mieli łatwego zadania, gdyż balon był już za daleko. Mimo to dalej próbowali, zapewne nie chcąc smucić dziewczynki, która była bliska płaczu.
- Moi rodzice kiedyś mi taki kupili - powiedziała moja przyjaciółka, zauważywszy, że zaglądam jej przez ramię, więc odruchowo się cofnęłam. - Przywiązali mi go do dłoni i przestrzegli,  żebym go bardzo mocno trzymała i opiekowała się nim, bo jeśli nie to on ucieknie i nigdy go nie odzyskam. Spacerowałam z balonikiem bardzo dumna, że go mam, - uśmiechnęła się szeroko na to wspomnienie - ale po paru minutach zapomniałam o ostrzeżeniach rodziców i wypuściłam go, aby popatrzeć jak lata. Niestety nie chciał wrócić z powrotem, a ja przepłakałam za nim całe dwa dni, dopóki nie dostałam nowego. Wtedy doszłam do wniosku, że czasem jednak trzeba słuchać rad rodziców.
- W sprawie balonika oczywiście .
- Tylko w tej . - Zaśmiała się i po chwili już obie głośno się śmiałyśmy, za co zostałyśmy skarcone groźnym spojrzeniem pani Tomphson, więc natychmiast się uciszyłyśmy.
Nie wiedziałam co mam narysować, a czas płynął niebłagalnie z minuty na minutę coraz szybciej. Moje dzieciństwo... Jak właściwie ono wyglądało? Nie było złe od momentu gdy zamieszkałam w rodzinie Sandersów, w końcu niczego z wcześniejszych czasów nie pamiętam, bo byłam jeszcze zbyt mała. Wszystko co wiem o moim dzieciństwie mieści się w moim dużym domu na uboczu miasta. Tam właśnie dorastałam i zaznawałam uroków życia wśród rodziny. Nigdy nie żałowałam, że jestem jedynaczką, no może czasem kiedy moje koleżanki opowiadały jak fajnie im się bawi ze swoimi siostrami lalkami albo, że dzięki rodzeństwu nigdy nie są same, co nie do końca zawsze jest takie fajne, bo odrobina prywatności każdemu jest potrzebna, a już szczególnie dorastającej dziewczynie.
Nigdy nie miałam właściwie żadnych problemów rodzinnych aż do teraz i właśnie ten problem nie pozwala mi na przedstawienie szczęśliwego dzieciństwa. Złapałam szybko ołówek w rękę i narysowałam siebie przebraną za księżniczkę w długiej, różowej sukni i srebrnym diademie, lśniącym na mojej głowie niczym kryształ. Stałam na wysokiej scenie i bardzo przejęta recytowałam swoją starannie wyuczoną rolę. Było to przedstawienie o Śpiącej Królewnie w drugiej klasie, od tej pory rodzice tak mnie nazywają i widocznie się przyjęło bo zawsze wstaję z dużą trudnością. Nie było to jakieś wyjątkowe dla mnie wydarzenie, ale w tej chwili nie mogę nic innego wymyślić dlatego niech będzie to.

Na długiej przerwie opowiem wszystko Nadii, mam nadzieję, że będzie umiała mi coś poradzić, zawsze była niezawodną przyjaciółką, której można było się zwierzyć, bo umiała słuchać i zawsze zachowywała sekret dla siebie. Do tego wszystkiego jest bardzo ładna. Mimo że sama nie mogę narzekać na swój wygląd, bo nie jestem najbrzydsza, to moje krótkie blond włosy nigdy nie dorównają jej idealnie prostym, długim aż po sam pas i lśniąco czarnym puklom, które nadają jej tajemniczy i intrygujący wygląd.
Nie jest typem laleczki takiej jak Shilla, która dba wyłącznie o lakier na paznokciach, wysokość obcasów i głębokość dekoltu, który i tak jest zbyt wyzywający.
Gdyby nie uśmiech na twarzy, który dodaje jej pewności siebie, mogłaby wydawać się trochę zagubiona i samotna, ale ona zawsze jest otoczona grupką przyjaciół podziwiających jej talenty.
Nie jestem zazdrosna, chociaż owszem nie jestem równie lubiana jak ona, ale przecież jest też moją przyjaciółką i na szczęście w razie potrzeby znajduje dla mnie czas.

Niestety, musiała pilnie załatwić jakąś sprawę dotyczącą dyskoteki szkolnej w przyszłym tygodniu, ale nie mogę mieć do niej pretensji, że jest przewodniczącą samorządu szkolnego.
Nie mam ochoty siedzieć samej na parapecie i rozmyślać. Muszę znaleźć Johna, on zawsze potrafił mnie podnieść na duchu, jest bardzo zabawny w przeciwieństwie do mnie.
-John! John! Tutaj!
 Dziwne... obrócił się, ale nawet nic nie powiedział, a przecież wyraźnie widać, że mu się nie śpieszy.
O co też może mu chodzić? Muszę go dogonić.
Ruszyłam w szaleńczy bieg z przeszkodami pomiędzy wesoło gwarzącymi ludźmi. Nigdzie nie udało mi się dostrzec mojego przyjaciela. Zajrzałam do jego klasy, być może uczył się przed lekcją, ale tam go nie znalazłam, więc dalej biegłam przez korytarz. O! Stoi przed wejściem na salę gimnastyczną, zaraz go dogonię. Nagle moim oczom ukazał się Liam, w którym kocham się od pierwszej klasy liceum, jest z mojego roku ale chodzi do równoległej klasy i nigdy nie mogę do niego zagadać z powodu mojej nieśmiałości. Wygląda dziś naprawdę niesamowicie, jego oczy są koloru nieba, w które często spoglądam i wtedy myślę o nim.
Jest bardzo wysportowany i wysoki, dlatego też gra w szkolnej drużynie koszykarskiej. Nie przepadam za tym sportem, ale dla niego mogłabym grać codziennie. Pewnie właśnie skończył trening, ponieważ jego twarz wciąż oblewał lekki rumieniec, a włosy były śmiesznie zmierzwione.
Całkowicie oddana marzeniom o Liamie nie zauważyłam, że drzwi do klasy przede mną otwierają się i nie zdążyłam zahamować, wpadając prosto na nie. Nie uniknęłam upadku. Wszyscy dookoła się śmiali, łącznie z Liamem i nikt nie pomyślał o tym by podać mi pomocną dłoń. Czułam się strasznie upokorzona i nie miałam siły się podnieść. W tej właśnie chwili ktoś stanął przede mną, kiedy podniosłam głowę okazało się, że to jest John.
Stał z wyciągniętą ręką, uśmiechnięty od ucha do ucha. Podałam mu rękę i wstałam lekko obolała.
- Nic ci nie jest?
- Uch... Nic. Powiedźmy... Ucierpiała tylko moja godność. - Powiedziałam ze skrzywioną miną i spojrzałam znacząco na Liama.
- Hahaha. Podoba ci się ten laluś? - Wydaje się, że jest bardzo rozbawiony cała sytuacją.
- Możliwe, a co cię to w ogóle obchodzi?
- To tak mi dziękujesz? Nie ma za co .
- No dobra, dzięki. - Mruknęłam, ze złością wyrywając swoją rękę z jego.
- To może tak całus w nagrodę?
Chyba zwariował! Sama świetnie bym sobie dała radę, nie był mi potrzebny. A poza tym... przy tych wszystkich ludziach, przy Liamie...Nie ma mowy!
Spojrzałam na niego tak wymownie, że się chyba przestraszył.
- Ok, ok. Tylko żartowałem, nie denerwuj się tak.
- Niech będzie. Dzięki. Dlaczego się nie odzywałeś kiedy cię wołałam?
Ruszyliśmy dalej wąskim korytarzem szkolnym w stronę wyjścia.
- Jeszcze się pytasz? Wiesz... Ja się staram, dzwonię jak obiecałem, a ty nic...
Zapomniałam, że wczoraj dzwonił. Nic dziwnego, że się gniewa.
- Wybacz, wczoraj wcześniej zasnęłam, miałam ciężki dzień pełen wrażeń. Na samą myśl przeszedł mnie zimny dreszcz.
- Coś się stało? To dlatego tak wczoraj się śpieszyłaś.
- Tak... Wracałam z parku ze spotkania z... - Zawahałam się. Nie mogę mu powiedzieć, to moja tajemnica i w dodatku bardzo dla mnie bolesna.
- Z kimś...
- Aha. Nie chcesz mówić, trudno, ale gdybyś zmieniła zdanie jestem do dyspozycji Kochanie .
- Jasne John.
- Muszę już iść na w-f, ale możemy pogadać po lekcjach. Będę czekać przed szkoła . Na razie !
- Na razie .
Zostałam sama i patrzyłam jak mój przyjaciel odchodzi. Miałam ochotę uciec daleko stąd żeby nie widzieć ukradkowych uśmiechów i plotek skierowanych pod mój adres. Szczególnie bolała mnie reakcja Liama. Jak mógł tak po prostu stać i przyglądać się z resztą jak upadam, zamiast mi pomóc, a do tego się śmiać. Od dzisiaj oficjalnie o nim zapominam! Już dla mnie nie istnieje i nie mam zamiaru zawracać sobie głowy tym jego niebiańskim spojrzeniem, którym i tak mnie nigdy nie obdarzył i uśmiechem, do którego tak często zdarzało mi się wzdychać. Tych złocistych włosach… O kurcze! Zapomnienie o nim chyba nie będzie taki łatwe. Ale będę się starać.
Wchodząc do klasy na ostatnią lekcję, oprócz szyderczych spojrzeń wlepionych we mnie, zauważyłam moją przyjaciółkę, która w przeciwieństwie do innych spoglądała na mnie z sympatią. Całe szczęście, bo już się bałam, że nie znajdę dzisiaj w nikim oparcia i będę musiała sama stawić czoła chichiotom w klasie.

6 komentarzy:

  1. super. mam nadzieję, że między Johnem a Eleną bardziej zaiskrzy, i że Elena wreszcie go chociaż trochę 'polubi' (chociaż wolałabym, żeby się w nim zakochała;)). genialnie piszesz, czekam na następny rozdział<3
    jasne, że obserwujemy! ja już;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam zamiar przeczytać tylko i wyłącznie ten rozdział, lecz wciągneło mnie to tak, że przeczytałam wszystko od początku. Masz świetny styl i wspaniałe pomysły. Czekam zniecierpliwiona na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i zapraszam: http://dzieki-problemom-dostrzegamy-radosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym Cię osobiście poinformować o zmianie nazwy mojego bloga sheeranatorforever.blogspot.com na sheerio-forever.blogspot.com
    Może Cię to zaciekawić, a jeżeli nie, to przepraszam bardzo za spam.
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  4. łaaaaał :D czekam na następne :D

    zapraszam do mnie. nowa książka :D
    http://www.dangerous-ties.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń