piątek, 15 lutego 2013


W stronę światła


           Rozdział II  Sen.





Tu wszystko było dobrze, niczym nie musiałam się przejmować, nawet tym, że rano muszę wstać do szkoły. W moim śnie pojawił się piękny, mały, drewniany domek, otoczony dookoła wysokimi, rozkwitniętymi drzewami owocowymi. Były to jabłonie, wiśnie i złote grusze, a po domku pięła się wysoka winorośl. Było tam tak przytulnie i rodzinnie ,że chyba każdy oddałby wiele aby spędzić tam choć chwilę.
Nie wiedziałam do kogo należał ten wspaniały zakątek ,ale postanowiłam wejść do środka by przekonać się czy i tam jest równie pięknie. Mimo iż z zewnątrz dom wydawał się niewielki w środku było dość miejsca by pomieścić co najmniej 100 osób. Wystrój nie był wystawny a wręcz przeciwnie dość skromny, jednak to wnętrze miało swój niepowtarzalny urok. Szłam korytarzem i zaglądałam do poszczególnych pokojów. Na dole była śliczna, mała kuchnia, łazienka, spiżarnia pełna różnych przetworów ( pewnie z owoców z drzew przed domem), jadalnia z średniej wielkości stołem oraz przytulny salon, który nadawał się idealnie na rodzinne spędzanie wolnego czasu. Wszystko wydawało mi się dziwnie znajome, jakbym już kiedyś była w tym miejscu. To było raczej nie możliwe bo, mimo że wydaje mi się znajome to nie pamiętam żebym tu kiedyś była. Możliwe, że już wcześniej mi się to śniło. Czułam jakby deja vu.
Całkowicie się rozmarzyłam gdy nagle usłyszałam dochodzący z góry płacz małego dziecka. Przez chwile zawahałam się czy nie wyjść i opuścić ten dom raz na zawsze, ale pomyślałam, że tam ktoś może potrzebuje mojej pomocy. Pobiegłam więc czym prędzej na górę. Próbowałam znaleźć pokój, w którym płakało dziecko, ale korytarz wciąż się wydłużał i pojawiało się coraz to więcej drzwi. Otwierałam je po kolei ale nigdzie nie znalazłam tego czego szukałam. Zaczęłam panikować, bałam się i nie wiedziałam co mam zrobić. Czy temu komuś groziło niebezpieczeństwo? Z pewnością tak, a ja nie umiałam go odnaleźć i pomóc mu.
Chwilę potem straciłam grunt pod nogami, potknęłam się i upadłam na drewnianą, skrzypiącą podłogę. W tym momencie załamała się pod ciężarem mojego upadku. Poczułam, że spadam w dół jednak udało mi się chwycić jednej z grubszych desek. Podniosłam drugą rękę i nią także chwyciłam się podłogi, która tym razem nie złamała się. Wciągnęłam resztę ciała na górę i ruszyłam dalej na przód. Nie mogłam się poddać, wciąż słyszałam płacz i czułam, że muszę ocalić to dziecko. Nie darowałabym sobie gdybym nie walczyła i zawróciła. Zmęczona biegłam korytarzem i kiedy minęłam jedne drzwi dźwięk wydał mi się głośniejszy więc wróciłam się by to sprawdzić. Pociągnęłam za klamkę jednak to nic nie dało, były zamknięte. Niech to szlag! Nie teraz!
Rozgniewana kopnęłam w cienkie drzwi. Wyrwały się z zawiasów i runęły na podłogę. Nigdy nie sądziłam, że mam tyle siły. Weszłam do pokoju i rozejrzałam się dokładnie. Stało tam dziecięce łóżeczko, a wokoło leżało parę zabawek. Zapadła cisza, nie słychać już było płaczu ani nic innego. Okno było otwarte, a w nim powiewały podarte zasłony w różowe kwiatki. Ale w pokoju nikogo nie było oprócz wielkiego pluszowego misia z napisem '' Kochamy Cię córeczko''. Szybkim krokiem podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie, ale tam też nie było nikogo widać. Co mogło się tu wydarzyć? Jeszcze przed chwilą słyszałam tutaj płacz dziecka a teraz nic się nie działo. Byłam w szoku, nic nie rozumiałam. Odwróciłam się z zamiarem wyjścia z pokoju, ale przede mnie wyskoczył jakiś mężczyzna z szerokim i niesympatycznym uśmiechem na twarzy. Zaczęłam krzyczeć z zaskoczenia. Tak się przestraszyłam, że wyrwałam się ze snu i obudziłam z krzykiem.
     
                                                                  ***

Kiedy już ochłonęłam, spojrzałam na komórkę. Była 3:45. Ten sen musiał być długi skoro jest już ta godzina a poza tym strasznie męczący, byłam oblana potem na twarzy. Dostrzegłam też, że mam chyba 5 nieodebranych połączeń. Nie sprawdziłam od kogo, ale byłam pewna, że od Johna. W końcu powiedział, że zadzwoni, ale myślałam, że po tym jak nie otrzymał odpowiedzi ode mnie, to da sobie spokój, jednak się myliłam. Ten koszmar całkowicie wybił mnie ze snu, dlatego też przez następne dwie godziny nie potrafiłam już zasnąć. Udało mi się dopiero nad ranem, gdy przyszła pora na pobudkę. Jak zwykle rano usłyszałam dochodzący z dołu głos mamy, który brzmiał trochę jak śpiew słowika. Tym razem nie miałam zamiaru reagować, a już na pewno nie tak szybko jak zwykle. Nic nie było w stanie mnie teraz dobudzić i postawić na nogi, ponieważ byłam tak wykończona wczorajszym dniem i nocą, nie potrafiłam tak łatwo dojść do siebie. Wszystko działo się tak szybko... Najpierw incydent w parku, potem dziwna kolacja z rodzicami i ta ich przesadna uprzejmość, która wcześniej jakoś nie rzucała mi się tak w oczy. A teraz kłuła mnie w brzuch i paliła w oczy. A może to wszystko nie jest prawdą, może to jakiś głupi żart losu? Przez chwilę rozważałam czy nie był to kolejny koszmar, ale niestety nie. To co się wydarzyło było całkowitą rzeczywistością.
Chyba jednak wstanę, bo mam dosyć tych czarnych myśli. Poza tym zaczynam odczuwać głód, czego powodem jest wczorajszy brak apetytu przy kolacji. Teraz zjadłabym najchętniej tosty z dżemem jagodowym, ale płatkami też nie pogardzę, cokolwiek byle szybko, bo umieram z głodu.
Szybko się ubrałam, nie przebierając zbytnio w szafie, z resztą ostatnio i tak nie mam w co się ubrać i chyba przydałyby mi się małe zakupy, za którymi nigdy nie przepadałam, ale jak mus to mus.
Pędem, przeskakując po dwa schodki zbiegłam na dół. Zazwyczaj byłam bardziej ostrożniejsza, ale tym razem głód wziął nade mną górę.
Mama cała w skowronkach szykowała już dla mnie śniadanie, ku mojemu zaskoczeniu były to właśnie tosty, na które miałam ochotę. Czyżby czytała w moich myślach? A swoją drogą, ciekawe co wprawiło ją w taki dobry nastrój. Chyba nie to, że oszukuje powiedźmy swoje dziecko od tylu lat.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, usiadłam na swoim ulubionym miejscu koło okna, skąd było widać nasz przestronny, wypełniony zawsze światłem i życiem ogród. Na środku rosną, lekko przeginając się, dwa drzewa o pięknych i rozłożystych  koronach z liśćmi, które o tej porze roku nabierały białego lub różowego koloru i ozdabiały się w przepiękne kwiecie. Pomiędzy drzewami dawno temu została zawieszona mała, poniszczona przez deszcze i śniegi, drewniana huśtawka. Bardzo dobrze ją wspominam, ponieważ jako mała dziewczynka prawie codziennie chodziłam do ogrodu z rodzicami i huśtałam się na niej całymi godzinami. Potrafiliśmy się tam razem naprawdę wspaniale bawić, śpiewając piosenki, które doskonale zna każdy przedszkolak. Tata często chował się za ogromnym, zielonym świerkiem, który niegdyś rósł w rogu ogrodu, a ja razem z mamą chodziłyśmy dookoła domu i go szukałyśmy. Mama oczywiście dobrze wiedziała gdzie on się schował, ale chciała mi dać tą radość znalezienia. Kiedy wreszcie odkryłam kryjówkę taty cieszyłam się jak mała wiewiórka, która znalazła orzeszek. Później tata podnosił mnie do góry tak wysoko, że wydawało mi się, że mogę dotknąć chmur.
Pamiętam jak kiedyś trochę za mocno się huśtałam i w pewnym momencie ześlizgnęłam się z siedzenia, a potem upadłam prosto na kolana. Bardzo głośno płakałam, ale już po chwili była przy mnie moja mama i mocno trzymała mnie w swoich ramionach jakby chciała mnie ochronić przed całym złem na świecie.
Czułam się naprawdę bezpieczna i szczęśliwa.
A teraz co? Teraz kiedy jestem tu i znam całą prawdę nie jest mi tak łatwo znów patrzeć z miłością na mamę i po prostu się do niej przytulic, zapominając o wszystkim. Nigdy nie przypuszczałam, że będzie mi to przychodzić z taką trudnością, zwłaszcza teraz kiedy zbliża się dzień matki, a ja powinnam jej okazywać dużo uczucia i planować jaki wyjątkowy prezent jej podarować.
Mimo wszystko w ogóle o tym nie myślałam, ponieważ coś innego zajmowało całe miejsce w mojej głowie, nie dopuszczając żadnych innych myśli.
- Zaraz wychodzę do pracy. Zamkniesz za sobą drzwi, dobrze? - Mama brutalnie wyrwałam mnie z moich rozmyślań. - Po południu nas z tatą nie będzie, wrócimy wieczorem, dlatego też proszę cię bądź grzeczna i posprzątaj w domu.
Czy ona myśli, że ja ciągle mam 10 lat i pełno głupich pomysłów do zrealizowania?
- Oczywiście, możesz mi ufać... - Zastanowiłam się przez chwilę - Mamo...
Dalej była moją mamą, bo mimo wszystko to ona mnie wychowała i codziennie rano dbała żebym nie wyszła z domu bez śniadania i ciepło ubrana, jednak to nie oznacza, że jej to wszystko wybaczę.
- W takim razie życzę miłego dnia - Podeszła i delikatnie pogłaskała mnie po czubku głowy - Dzisiaj musisz się przejść do szkoły, ponieważ tatuś już pojechał do pracy.
- Nie ma sprawy.
I tak nie mam ochoty na rozmowy z nim, a ciche siedzenie w samochodzie raczej nie wchodzi w grę.

                                                  ***

Trochę za długo jadłam śniadanie, więc teraz musiałam przez pół drogi biegnąc, aby zdążyć na pierwszą lekcję - plastykę. Jest ona moim ulubionym przedmiotem, mimo to że nie mam jakiegoś wielkiego talentu i moje zdolności plastyczne nie są ponad przeciętną szkoły, ale naprawdę lubię malować, to mnie odpręża i pozwala przenieść się do innego odległego świata, bez barier i zakazów zwanego wyobraźnią. W nim wszystko jest możliwe a przede wszystkim nikt nie może nam zmienić go wbrew naszej woli.
Dziś mieliśmy za zadanie namalować krainę ze swojego dzieciństwa.
Klasa natychmiast zabrała się do pracy, każdy miał jakiś koncept, nawet ci najmniej kreatywni. Na rysunkach przeważały kolorowe zabawki, słodycze i beztroskie zabawy z rodziną bądź rówieśnikami. Zajrzałam przez ramię Nadii by zobaczyć co też ona wymyśliła, ponieważ jej pomysły często wszystkich zaskakiwały swoją głębią jak i również estetyką. Tym razem na jej kartce widniała skacząca dziewczynka i długich warkoczach, usiłująca złapać czerwony balonik, który coraz bardziej się oddalał w stronę Słońca. Obok małej dziewczynki stało dwoje ludzi, którzy próbowali jej pomóc, ale nie mieli łatwego zadania, gdyż balon był już za daleko. Mimo to dalej próbowali, zapewne nie chcąc smucić dziewczynki, która była bliska płaczu.
- Moi rodzice kiedyś mi taki kupili - powiedziała moja przyjaciółka, zauważywszy, że zaglądam jej przez ramię, więc odruchowo się cofnęłam. - Przywiązali mi go do dłoni i przestrzegli,  żebym go bardzo mocno trzymała i opiekowała się nim, bo jeśli nie to on ucieknie i nigdy go nie odzyskam. Spacerowałam z balonikiem bardzo dumna, że go mam, - uśmiechnęła się szeroko na to wspomnienie - ale po paru minutach zapomniałam o ostrzeżeniach rodziców i wypuściłam go, aby popatrzeć jak lata. Niestety nie chciał wrócić z powrotem, a ja przepłakałam za nim całe dwa dni, dopóki nie dostałam nowego. Wtedy doszłam do wniosku, że czasem jednak trzeba słuchać rad rodziców.
- W sprawie balonika oczywiście .
- Tylko w tej . - Zaśmiała się i po chwili już obie głośno się śmiałyśmy, za co zostałyśmy skarcone groźnym spojrzeniem pani Tomphson, więc natychmiast się uciszyłyśmy.
Nie wiedziałam co mam narysować, a czas płynął niebłagalnie z minuty na minutę coraz szybciej. Moje dzieciństwo... Jak właściwie ono wyglądało? Nie było złe od momentu gdy zamieszkałam w rodzinie Sandersów, w końcu niczego z wcześniejszych czasów nie pamiętam, bo byłam jeszcze zbyt mała. Wszystko co wiem o moim dzieciństwie mieści się w moim dużym domu na uboczu miasta. Tam właśnie dorastałam i zaznawałam uroków życia wśród rodziny. Nigdy nie żałowałam, że jestem jedynaczką, no może czasem kiedy moje koleżanki opowiadały jak fajnie im się bawi ze swoimi siostrami lalkami albo, że dzięki rodzeństwu nigdy nie są same, co nie do końca zawsze jest takie fajne, bo odrobina prywatności każdemu jest potrzebna, a już szczególnie dorastającej dziewczynie.
Nigdy nie miałam właściwie żadnych problemów rodzinnych aż do teraz i właśnie ten problem nie pozwala mi na przedstawienie szczęśliwego dzieciństwa. Złapałam szybko ołówek w rękę i narysowałam siebie przebraną za księżniczkę w długiej, różowej sukni i srebrnym diademie, lśniącym na mojej głowie niczym kryształ. Stałam na wysokiej scenie i bardzo przejęta recytowałam swoją starannie wyuczoną rolę. Było to przedstawienie o Śpiącej Królewnie w drugiej klasie, od tej pory rodzice tak mnie nazywają i widocznie się przyjęło bo zawsze wstaję z dużą trudnością. Nie było to jakieś wyjątkowe dla mnie wydarzenie, ale w tej chwili nie mogę nic innego wymyślić dlatego niech będzie to.

Na długiej przerwie opowiem wszystko Nadii, mam nadzieję, że będzie umiała mi coś poradzić, zawsze była niezawodną przyjaciółką, której można było się zwierzyć, bo umiała słuchać i zawsze zachowywała sekret dla siebie. Do tego wszystkiego jest bardzo ładna. Mimo że sama nie mogę narzekać na swój wygląd, bo nie jestem najbrzydsza, to moje krótkie blond włosy nigdy nie dorównają jej idealnie prostym, długim aż po sam pas i lśniąco czarnym puklom, które nadają jej tajemniczy i intrygujący wygląd.
Nie jest typem laleczki takiej jak Shilla, która dba wyłącznie o lakier na paznokciach, wysokość obcasów i głębokość dekoltu, który i tak jest zbyt wyzywający.
Gdyby nie uśmiech na twarzy, który dodaje jej pewności siebie, mogłaby wydawać się trochę zagubiona i samotna, ale ona zawsze jest otoczona grupką przyjaciół podziwiających jej talenty.
Nie jestem zazdrosna, chociaż owszem nie jestem równie lubiana jak ona, ale przecież jest też moją przyjaciółką i na szczęście w razie potrzeby znajduje dla mnie czas.

Niestety, musiała pilnie załatwić jakąś sprawę dotyczącą dyskoteki szkolnej w przyszłym tygodniu, ale nie mogę mieć do niej pretensji, że jest przewodniczącą samorządu szkolnego.
Nie mam ochoty siedzieć samej na parapecie i rozmyślać. Muszę znaleźć Johna, on zawsze potrafił mnie podnieść na duchu, jest bardzo zabawny w przeciwieństwie do mnie.
-John! John! Tutaj!
 Dziwne... obrócił się, ale nawet nic nie powiedział, a przecież wyraźnie widać, że mu się nie śpieszy.
O co też może mu chodzić? Muszę go dogonić.
Ruszyłam w szaleńczy bieg z przeszkodami pomiędzy wesoło gwarzącymi ludźmi. Nigdzie nie udało mi się dostrzec mojego przyjaciela. Zajrzałam do jego klasy, być może uczył się przed lekcją, ale tam go nie znalazłam, więc dalej biegłam przez korytarz. O! Stoi przed wejściem na salę gimnastyczną, zaraz go dogonię. Nagle moim oczom ukazał się Liam, w którym kocham się od pierwszej klasy liceum, jest z mojego roku ale chodzi do równoległej klasy i nigdy nie mogę do niego zagadać z powodu mojej nieśmiałości. Wygląda dziś naprawdę niesamowicie, jego oczy są koloru nieba, w które często spoglądam i wtedy myślę o nim.
Jest bardzo wysportowany i wysoki, dlatego też gra w szkolnej drużynie koszykarskiej. Nie przepadam za tym sportem, ale dla niego mogłabym grać codziennie. Pewnie właśnie skończył trening, ponieważ jego twarz wciąż oblewał lekki rumieniec, a włosy były śmiesznie zmierzwione.
Całkowicie oddana marzeniom o Liamie nie zauważyłam, że drzwi do klasy przede mną otwierają się i nie zdążyłam zahamować, wpadając prosto na nie. Nie uniknęłam upadku. Wszyscy dookoła się śmiali, łącznie z Liamem i nikt nie pomyślał o tym by podać mi pomocną dłoń. Czułam się strasznie upokorzona i nie miałam siły się podnieść. W tej właśnie chwili ktoś stanął przede mną, kiedy podniosłam głowę okazało się, że to jest John.
Stał z wyciągniętą ręką, uśmiechnięty od ucha do ucha. Podałam mu rękę i wstałam lekko obolała.
- Nic ci nie jest?
- Uch... Nic. Powiedźmy... Ucierpiała tylko moja godność. - Powiedziałam ze skrzywioną miną i spojrzałam znacząco na Liama.
- Hahaha. Podoba ci się ten laluś? - Wydaje się, że jest bardzo rozbawiony cała sytuacją.
- Możliwe, a co cię to w ogóle obchodzi?
- To tak mi dziękujesz? Nie ma za co .
- No dobra, dzięki. - Mruknęłam, ze złością wyrywając swoją rękę z jego.
- To może tak całus w nagrodę?
Chyba zwariował! Sama świetnie bym sobie dała radę, nie był mi potrzebny. A poza tym... przy tych wszystkich ludziach, przy Liamie...Nie ma mowy!
Spojrzałam na niego tak wymownie, że się chyba przestraszył.
- Ok, ok. Tylko żartowałem, nie denerwuj się tak.
- Niech będzie. Dzięki. Dlaczego się nie odzywałeś kiedy cię wołałam?
Ruszyliśmy dalej wąskim korytarzem szkolnym w stronę wyjścia.
- Jeszcze się pytasz? Wiesz... Ja się staram, dzwonię jak obiecałem, a ty nic...
Zapomniałam, że wczoraj dzwonił. Nic dziwnego, że się gniewa.
- Wybacz, wczoraj wcześniej zasnęłam, miałam ciężki dzień pełen wrażeń. Na samą myśl przeszedł mnie zimny dreszcz.
- Coś się stało? To dlatego tak wczoraj się śpieszyłaś.
- Tak... Wracałam z parku ze spotkania z... - Zawahałam się. Nie mogę mu powiedzieć, to moja tajemnica i w dodatku bardzo dla mnie bolesna.
- Z kimś...
- Aha. Nie chcesz mówić, trudno, ale gdybyś zmieniła zdanie jestem do dyspozycji Kochanie .
- Jasne John.
- Muszę już iść na w-f, ale możemy pogadać po lekcjach. Będę czekać przed szkoła . Na razie !
- Na razie .
Zostałam sama i patrzyłam jak mój przyjaciel odchodzi. Miałam ochotę uciec daleko stąd żeby nie widzieć ukradkowych uśmiechów i plotek skierowanych pod mój adres. Szczególnie bolała mnie reakcja Liama. Jak mógł tak po prostu stać i przyglądać się z resztą jak upadam, zamiast mi pomóc, a do tego się śmiać. Od dzisiaj oficjalnie o nim zapominam! Już dla mnie nie istnieje i nie mam zamiaru zawracać sobie głowy tym jego niebiańskim spojrzeniem, którym i tak mnie nigdy nie obdarzył i uśmiechem, do którego tak często zdarzało mi się wzdychać. Tych złocistych włosach… O kurcze! Zapomnienie o nim chyba nie będzie taki łatwe. Ale będę się starać.
Wchodząc do klasy na ostatnią lekcję, oprócz szyderczych spojrzeń wlepionych we mnie, zauważyłam moją przyjaciółkę, która w przeciwieństwie do innych spoglądała na mnie z sympatią. Całe szczęście, bo już się bałam, że nie znajdę dzisiaj w nikim oparcia i będę musiała sama stawić czoła chichiotom w klasie.

czwartek, 17 stycznia 2013

W stronę światła




Rozdział I - Nowe życie.


   - Elena, kochanie, jeśli natychmiast nie zejdziesz na dół , to spóźnisz się do szkoły! - Usłyszałam głośne wołanie mamy . Myślałam, że uda mi się dzisiaj pospac dłużej , jednak i tym razem zegarek nie uszedł uwadze mojej mamie. Powoli i z wielką nie chęcią wstałam z łóżka.
Kiedy zeszłam na dół mama jak zwykle z uśmiechem podała mi śniadanie.
- Dzięki. Czy nie dało się mnie obudzić 15 minut później?
- Wiem, że w twoim wieku nie ma się poczucia czasu ale musisz się nauczyć punktualności, to podstawa jeśli chce się mieć dobrą pracę.
- Ja zamierzam zawsze spóźniać się do pracy, taki będzie mój styl.
Na twarzy mamy pojawił się uśmiech - To może zostaniesz aktorką i będziesz grać wyłącznie Śpiącą Królewnę ?
- Tak to byłoby świetne... Móc przespać większą część pracy.
-  No dosyć tego bujania w obłokach, zmykaj do szkoły, tata Cię podwiezie. Już czeka przed domem.

- Cześć tato .
- Cześć mała!
Odkąd pamiętam lubił być na bieżąco i codziennie rano czytał gazetę. Wydaje mi się to trochę śmieszne, jakby miał jakąś manię, ale nigdy mu tego nie mówiłam żeby go nie urazić.
- No dalej . - wiedziałam, że na pewno nie może się doczekać żeby opowiedzieć mi o tym co przeczytał tego ranka.
- Co?
- Tak teraz gramy? No więc... Tato co dziś ciekawego było w gazecie?
- Dziś? Hmm... nic nowego. Wiesz politycy nadal będą wzbogacać się naszym podatkiem i żadnych podwyżek dla zwykłych pracowników.
- O!  A ten artykuł na pierwszej stronie o handlu dziećmi? To chyba szokujący i warty przeczytania materiał?
- Oh daj spokój! Takie przypadki to rzadkość i żaden nie wystąpił na naszym terenie.
Ok... - pomyślałam.
- No, to już szkoła, wysiadaj.
- Pa - cmoknęłam go czule w policzek i poszłam do szkoły stawić czoło nudnym lekcjom.                  
                                                           
                                                              ***                                             


Wszystkie lekcje były normalne, nic ciekawego się nie działo. Aż chciało się spać...
- Elena, nie śpij. Pan Biterman tu idzie - Powiedziała szeptem moja przyjaciółka Nadia.
- Ja nie śpię.
- Jasne...Mama znowu za wcześnie Cię obudziła?
- Tak. Nie jestem typem rannego ptaszka.
- Tylko niedźwiedzia podczas zimowego snu haha.
- No wiesz - spojrzałam na nią z wyrzutem - ja po prostu późno chodzę spać a w nocy dręczą mnie dziwne koszmary.
- Jakie znowu koszmary?
- Nie wiem bo kiedy się budzę wszystko ulatnia mi się z głowy!
Ups... Chyba wypowiedziałam ostatnie słowa trochę za głośno bo nauczyciel matematyki wstał z krzesła i szedł w moją stronę.
- Panno Sanders, proszę nie zapominać że jest pani na lekcji, a na mojej lekcji nie ma rozmów!
- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.
Drrrryn!!! - rozległ się dźwięk dzwonka, albo wybawiciela jak nazywają go niektórzy uczniowie.

Czekała mnie jeszcze tylko lekcja WOS-u. Ja w przeciwieństwie do taty nie lubiłam przeglądać tych nudnych artykułów a szczególnie tych o polityce.
Jak co tydzień mieliśmy mieć krótki przegląd prasy. Pan Davidson czytał jego zdaniem najciekawszy artykuł a my potem mieliśmy wyrazić swoje zdanie na jego temat.
Właśnie skończył czytać ten sam artykuł, na który uwagę zwróciłam rano, o handlu dziećmi, który stawał się coraz częstszym zjawiskiem w naszych okolicach.

- Elen, myślę że uważnie słuchałaś treści. Czy możesz nam teraz opowiedzieć o swoich odczuciach?
O nie! Byłam raczej kiepska w wyrażaniu swoich emocji, mogłam powiedzieć o filmie, który oglądałam wczoraj wieczorem, albo o mojej ulubionej książce, ale artykuł tego typu, to dla mnie nowość.
- Myślę, że nie warto się tym zajmować .- przyszło mi do głowy to co mówił rano tata.
- Dlaczego tak uważasz? Czy myślisz, że to jest tak Dalekie od otaczającej nas rzeczywistości, od naszej okolicy?
- Właściwie to… ma pan rację. Ja uważam, że ta sprawa jest jak najbardziej godna zainteresowania. Nie rozumiem jak ludzie mogą porywać dzieci tylko po to aby potem je sprzedać. A jeszcze bardziej nie rozumiem tych przyszłych rodziców. Wiem, że pragną mieć dziecko, ale za jaką cenę? Chcą je mieć odbierając innym szczęśliwym rodzinom. To jest kompletny brak uczuć i serca. Co musi czuć ta matka, która karmiła swoje dziecko własną piersią, kładła do snu i śpiewała kołysanki, a już następnego ranka jej skarbu nie było. Ktoś inny miał teraz tulić je w swoich ramionach i pokazywać mu cały świat.

Uff nie wiem jak mi się to udało ale moja wypowiedź spodobała się panu Davidsonowi i co dziwne całej klasie, która wcześniej wydawała mi się nie przykładać uwagi do lekcji i problematyki artykułu. A teraz bili mi brawo, co mnie trochę speszyło więc usiadłam na miejscu.
- Widzisz o taką wypowiedź mi chodziło, o głębokie, własne przemyślenia. Bardzo dobrze.
    
                                                                     ***
                                                          
Autobus podwiózł mnie pod dom. Kiedy pociągnęłam za klamkę okazało się, że drzwi były zamknięte. Wyjęłam klucz z kieszeni i wsunęłam  do zamka. Ku mojemu zdziwieniu nie pasował. Próbowałam raz, drugi, trzeci, nic!

- Elen! Twoja mama kazała mi przekazać ci, że pojechała do centrum dorobić klucze do nowego zamku.
- Do nowego zamku? Jak to? - nie rozumiałam nic z tego co powiedziała mi sąsiadka.
- No tak ty nic nie wiesz. Przed południem była tu jakaś kobieta, wysoka, czarne włosy, w średnim wieku. Twoi rodzice najwyraźniej jej nie zaprosili, bo po 10 minutach Sara wyprosiła ją z krzykiem. Później ta sama kobieta kręciła się koło domu. Tom zadzwonił wiec i zamówił nowy zamek do drzwi.
- A ta kobieta, nie kręci się już tu?
- Nie, nic nie widziałam. Twoi rodzice wrócą za góra pół godziny, może w tym czasie poczekasz u mnie? Upiekłam pyszne ciasto z rodzynkami.
Mimo iż ciasto z rodzynkami było kuszące to nie miałam ochoty na rozmowy z Panią White. Postanowiłam odmówić.
- Dziękuję za zaproszenie ale wolę się teraz trochę przejść i przemyśleć parę spraw. Do widzenia!
- Do widzenia kochanie.

Co tu się dzieje? Co to za kobieta? Mama musiała ją znać skoro wpuściła ją do środka. Jednak chyba za nią nie przepadała, albo usłyszała od niej coś przykrego.
Czy jest aż tak groźna, że musieli nam zmienić zamki? Rodzice muszą się jej bać. Może to jakaś osoba z pracy taty lub mamy, która ich szantażuje. Tylko dlaczego rodzice nic mi wcześniej nie wspomnieli? Właściwie to nigdy nie chcieli mnie mieszać w sprawy służbowe. Mówili, że świat dorosłych jest jeszcze nie dla mnie i kiedyś sama się przekonam jak trudne jest życie. Jednak jeśli przenoszą takie sprawy do domu to mogliby mnie w nie wtajemniczać. W końcu nie jestem już dzieckiem mam siedemnaście lat! To chyba wystarczająco dużo aby mówi mi o niektórych sprawach. Jestem prawie dorosła. Tak, muszę z nimi o tym porozmawiać kiedy wyjaśni się już sprawa z tą dziwną kobietą.
Może przebiegnę się trochę w tamtą stronę, wokół parku i z powrotem. To dobrze mi zrobi.
                                                             ***

Myślałam, że bieg mi pomoże zapomnieć o całej tej sprawie i rzeczywiście przez chwilę tak było, ale po 5 minutach zaczęłam odczuwać czyjeś spojrzenie na sobie. Ja biegłam, a ktoś mnie obserwował. Mógł to być każdy kto spacerował po parku ,ale wiedziałam, że to nie była przypadkowa osoba, która tak po prostu się mną zainteresowała. To był ktoś kto mnie znał. Z minuty na minutę czułam jak serce bije mi mocniej ze strachu, aż w końcu waliło jak oszalałe. Musiałam się zatrzymać i zaczerpną oddech, aż  w pewnej chwili usłyszałam za sobą dźwięk łamanej gałązki, mój obserwator się zdradził. Dreszcz przeszedł mnie po całym ciele ale mimo to bez zastanowienia obróciłam się w przeciwnym kierunku.

- Kim jesteś ? - Zapytałam kobietę, która stała i przyglądała mi się ze zdziwieniem w oczach.

Nie odpowiadała. W około panowała głucha cisza, nawet wesołe ptaszki nagle przestały świergotać jakby przeczuwały, że zaraz stanie się coś złego.
Ja też to czułam... Jednak nie odchodziłam. Wciąż czekałam na odpowiedź. Chciałam dowiedzieć się kim ona jest i czego chce od naszej rodziny, czego chce ode mnie.
Nagle poruszyła ustami ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Wydawała mi sie wzruszona tą chwilą. Zrobiła krok do przodu wyciągnęła do mnie ręce i przytuliła mnie. Byłam w szoku, nie miałam pojęcia co mam zrobić czy czekać, uciekać a może wzywać pomoc? Ale nie zrobiłam nic. W jednej chwili poczułam jakbym znała ją od lat, a przecież widzę ją pierwszy raz. Była jak zagubiony miś z dzieciństwa.

Dobrze, to robi się dziwne. Wystarczy już - pomyślałam i gwałtownie wywinęłam się z uścisku.

- Przepraszam, ale czy teraz może mi pani powiedzieć kim jest?
- Czyli dalej mnie nie poznajesz?
- Niestety nie. A powinnam?
- Tak. W dzieciństwie nazywałaś mnie ciocią Mary.
Niemożliwe. Ciocia Mary? Przecież rodzice powiedzieli, że ona nie żyje, więc jak tu, teraz stoi przede mną?
- Rodzice... Oni powiedzieli, że zginęłaś w wypadku samochodowym ciociu...
- Tak wiem. Miałam być dla ciebie martwa żebyś o mnie zapomniała, ale teraz mam już tego dość. Nie mogłam wytrzymać wciąż myśląc o tym, że ty nie wiesz...
- O czym?
- O mnie.
- Ale dlaczego rodzice ukrywali przede mną prawdę?
- Bo w tym wypadku jedna prawda pociąga za sobą drugą.
- Nie rozumiem.
- Twoi rodzice bali się, że kiedy dorośniesz będę chciała wyznać Ci całą prawdę o Twojej przeszłości.
O co tu chodzi?! Jakiej przeszłości? Do tej pory myślałam, że moja przeszłość była taka sama jak większości dzieci w tym kraju. Urodziłam się i wychowałam tu przy moich rodzicach. Więc nie wiem co w tym takiego innego.
- Chodź przejdziemy się i wszystko Ci opowiem.
Nareszcie! Nie chcę wyjść na niecierpliwą ale naprawdę mam już dość tych zagadek. Nie mogę jej popędzać bo zrezygnuje.
- Dobrze, więc o co chodzi z moją przeszłością?

 Najpierw bardzo długo opowiadała mi jak to było kiedy mnie odwiedzała.
Świetnie się razem bawiłyśmy i chodziłyśmy na spacery po parku jak teraz. Ona bardzo mnie kochała a ja uwielbiałam jej towarzystwo. Na początku rodzice nie mieli nic przeciwko tym spotkaniom, ale pewnego dnia kiedy się przewróciłam i stłukłam kolano, zaczęłam płakać i wołać mamę. Miałam wtedy 5 lat. Ciocia podeszła do mnie i powiedziała mi, że mamy nie ma i na razie nie może ze mną tu być, ale kiedy będę już duża ona mnie do niej zaprowadzi i wszyscy będą szczęśliwi.
Temu wszystkiemu przysłuchiwała się Sara. Kiedy poszłam już spać pokłóciły się i ciocia odeszła, i nigdy więcej nie wróciła.

- Potem miesiącami wypytywałam mamę kiedy przyjdziesz. ale kiedy w końcu powiedziała, że nie żyjesz musiałam dać sobie spokój.
- A ja tylko chciałam żebyś znała prawdę.
- Jaką?
- Twoja mama, ta mama która się tobą opiekowała nie jest twoją prawdziwą mamą, tak jak i Tom, którego uważałaś za ojca.
- Nie... To jakiś absurd! Nie będę tego słuchać! Niech mnie pani zostawi w spokoju. Do widzenia!
- Czekaj! Wyjaśnię Ci!

Nie potrzebuję wyjaśnień, chcę jak najszybciej znaleźć się w domu z rodzicami.
To jakaś wariatka! Nie dość, że podaje się za moją zmarłą ciocię to jeszcze opowiada jakieś wyssane z palca historie o moich rodzicach. Nie mogę uwierzyć, że jej zaufałam! Na szczęście tylko na chwilę straciłam czujność. Co gdyby ona mnie okradła? Chwila... Nie, portfel i telefon są na miejscu. Czego ona mogła chcieć, jaki w tym miała interes? Przecież te historie nie mogły być prawdą. Skąd więc znała moją ciocię? Muszę natychmiast porozmawiać z rodzicami, oni ją znają. Zmarnowałam tyle czasu na pogaduszki z tą wariatką. Jest już 6! Na pewno się o mnie martwią. Sąsiadka pewnie im powiedziała, że poszłam się przejść ale to miało mi zając nie więcej niż pół godziny. Co mam im powiedzieć? Opowiedzieć im o dziwaczce w parku? Może mi nie uwierzą, albo uwierzą i będą chcieli zadzwonić na policję! Mimo wszystko nie chciałabym żeby poszła do więzienia, to chora kobieta może nawet się leczy. Być może została opuszczona przez rodzinę i przyjaciół przez te swoje historie, a może sama od nich odeszła. Jednak muszę powiedzieć im prawdę jeśli oczekuję szczerych wyjaśnień.

                                                                      ***

W tym całym zdenerwowaniu droga do domu wydała mi się o wiele krótsza niż w tamtą stronę, mimo że nie zmieniłam tempa.
W pewnym momencie na ulicy zauważyłam Johna. O nie! Zaraz mnie zatrzyma i będzie chciał jak zwykle '' dowiedzieć się jaka była praca domowa''.
Już dawno się domyśliłam o co tak naprawdę mu chodzi, ale nie mam zamiaru mu tego okazać. Mógłby wtedy zrobić sobie nadzieje, że mogłoby nam się udać, ale ja nie czuję do niego nic specjalnego. Jest moim kumplem, denerwuje mnie swoimi głupawymi tekstami, ale mimo wszystko jest również szczery i nie próbuje nigdy udawać kogoś innego i za to go lubię. Właśnie mnie zauważył, uśmiechnął się i idzie w moją stronę. Super, dokładnie tego mi teraz trzeba!
- Cześć Lena, dokąd się tak śpieszysz?
- Właśnie, śpieszę się John. Pogadamy innym razem!
- Zadzwonię do Ciebie wieczorem, dobrze?
Mam teraz nadzieję, że jakimś magicznym sposobem mój numer zniknie z jego spisu kontaktów. Jest nachalny, dzwoni do mnie codziennie, żeby zapytać jak mi minął dzień. To mogło by być miłe gdybym była nim zainteresowana i dała mu znać, że tak jest ale ja nigdy nie dawałam mu żadnych znaków! Jak tylko rozwiążę swoje rodzinne sprawy porozmawiam z nim o tym, że chciałabym z nim utrzymywać wyłącznie przyjacielskie stosunki. To go pewnie trochę zaboli, ale trudno, będzie musiał przyją do wiadomości i zaakceptować. A potem poszukam mu jakiejś dziewczyny, żeby się mną już nie zadręczał. Wszyscy będą szczęśliwi.
Przez niego prawie całkiem zapomniałam o tym co muszę opowiedzieć rodzicom. Potrafi odwrócić uwagę... To jego zaleta czy może wada? To chyba zależy od sytuacji. Teraz na przykład trochę poprawił mi humor. Jednak to nic nie znaczy! Fajny z niego chłopak ale między nami nie ma chemii.
To już nasza ulica. Rodzice nigdy mnie nie okłamywali. Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie.

No dobrze, wchodzę, drzwi otwarte czyli już wrócili. No cóż nie już bo pewnie wrócili ładne parę godzin temu, ale to nie moja wina, że tak późno wróciłam.
- O jest nasza córeczka - tata uśmiechnął się z troską. Gdyby nie był moim prawdziwym tatą na pewno by tak nie zareagował. Co ja mówię?! Oczywiście, że jest moim prawdziwym tatą!
- W sam raz na kolację kochanie! Chodźmy do jadalni - powiedziała mama i kiwnęła zachęcająco do nas ręką.
Poszliśmy zatem w kierunku stołu. Miałam już siadać kiedy mama poprosiła mnie abym poszła jeszcze do kuchni po sól.
Przez chwilę rozglądałam się za solniczką. Wreszcie znalazłam i szłam z powrotem do jadalni, ale zatrzymałam się, ponieważ usłyszałam szepty rodziców. Postanowiłam podejść bliżej i przysłuchać się tej cichej rozmowie.
- Tom, myślisz, że ona czegoś się domyśla?
- Nie. Skąd niby miała się dowiedzieć o naszym niespodziewanym gościu?
- Nasza wścipska sąsiadka na pewno jej o niej powiedziała. Potem tak długo jej nie było, gdzie mogła pójść? - ciągnęła swoje rozmyślania mama.
- Przecież nie poszła dowiedzieć się o swojej przeszłości. Nie przyszłoby jej do głowy, że Mary jest jej ciocią i, że wie o niej prawdę.
Słucham? Czy to możliwe, że kobieta w parku mówiła prawdę?
- Eleno! Gdzie ty się podziewasz? Chodź do nas - zawołał tata.
- Już idę tato. - Weszłam do jadalni i dodałam - nie mogłam znaleźć solniczki.
- To nic, siadaj. Smacznego kochani. - Mama powiedziała to tak serdecznie, że aż trudno było mi uwierzyć w to co przed chwilą słyszałam!
Niechętnie usiadłam i zabrałam się za jedzenie kurczaka. Nie smakował mi, ale nie dlatego, że był źle przyrządzony tylko dlatego, że przed chwilą doznałam szoku i nie miałam ochoty na nic do jedzenia. Chciałam na nich nakrzyczeć, zażądać wyjaśnień! Nic już nie było takie samo, uśmieszki rodziców (nie wiadomo czy prawdziwych) , kurczak był jak z gumy a powietrze w pokoju robiło się coraz gorętsze. Nie mogłam jednak się jeszcze przed nimi zdradzić. Najpierw chciałam dowiedzieć się prawdy sama bez ich kłamstw i wystudiowanych wymówek. Na razie musiałam siedzieć na coraz bardziej niewygodnym krześle, udawać, że wszystko mi smakuje i głupio się uśmiechać.
W pewnej chwili nie wytrzymałam. Zobaczyłam jak na siebie porozumiewawczo spojrzeli i wszystko było jasne! Nie mieli zamiaru nigdy się przyznać i powiedzieć mi o mojej prawdziwej przeszłości.
- Przepraszam ale pójdę już do siebie - wydukałam.
- Coś się stało? Kurczak ci nie smakuje?
- Twoja mama włożyła wiele wysiłku aby posiłek nam smakował więc  mogłabyś go zjeść w całości.
- Naprawdę bardzo mi smakuje - skłamałam - ale jestem wręcz padnięta, nie mam nawet siły podnieść widelca - usiłowałam ich trochę rozśmieszyć by pozwolili mi pójść na górę - ten spacer mnie wykończył.
- No dobrze więc idź się połóż.
- Dziękuję. Kolacja była pyszna. Dobranoc.
- Dobranoc kochanie.

Kochanie?! Gdyby mnie kochali nie ukrywali by przede mną prawdy. Nie wiem jak dla nich ale dla mnie przeszłość jest istotna. Jeśli człowiek nie zna swojego pochodzenia to co jest wart? Czyli nie jestem nic warta? Nawet jeśli to nie na długo. Zamierzam dojść do prawdy i nie ważne czy im się to spodoba czy nie.
Nareszcie łóżko! Muszę przemyśleć parę spraw. Czy dobrym pomysłem będzie jeżeli powiem o tym Nadii? Byłaby w szoku ale z pewnością by zrozumiała. Przyjaźnimy się od przedszkola, zawsze mogłyśmy na sobie polegać. A John? Nie, to by było dla niego zbyt wiele, a poza tym nie jesteśmy aż tak blisko żeby zwierzać się z tak ważnych rzeczy. Także jemu nie mogę powiedzieć ani słowa. Najlepiej żeby wiedziało o tym jak najmniej osób. To zrozumiałe, w końcu dotyczy to całego mojego życia. Powiem o tym tylko Nadii, nikt więcej nie może się dowiedzieć. Miałabym przez to kłopoty... Ale nie ważne, jeśli to jest prawda, ( a wszystko na to wskazuje) to cały mój świat nagle runie w gruzach. Moja rzeczywistość zostanie pochłonięta przez czarną dziurę a ja jako Elena Sanders przestanę istnieć!
Uhh dosyś tego! Muszę odpocząć, zasnąć, nie myśleć już o tym.
Po paru minutach znalazłam się w krainie snu.

środa, 16 stycznia 2013

Nowe życie

Witam wszystkich na moim drugim blogu, pierwszy jest o modzie a ten?
Tutaj postanowiłam umieścić opowiadanie, które bardzo długo znajduje się na moim komputerze i wreszcie doczekało się zainteresowania z mojej strony. Jest jeszcze nieskończone, ale od teraz postaram się dopisywać co jakiś czas kolejne losy bohaterów tego opowiadania. Będę je publikować rozdziałami i niestety nie daję gwarancji, że będę to robić regularnie, ale jeżeli czas mi pozwoli postaram się z tym w miarę długo nie zwlekać. O czym będzie to opowiadanie? O tym przekonacie się w czasie zagłębiania się w każdy rozdział, ale nie będzie ono dotyczyło tematyki fantastycznej; wampiry, wilkołaki itp ( chociaż osobiście uwielbiam takie książki i filmy! Ale nie chce powielać tego czego i tak jest mnóstwo ). Tutaj chcę ukazac Wam prawdziwe życie, może nie takie codzienne jak nasze, ale realne.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i proszę nie zniechęcajcie się jeśli akcja będzie zbyt długo się rozwijała, postaram się Was zaciekawić, a więc zachęcam do czytania;)
                                               Pozdrawiam ;*